To było dwa lata temu .......
Postanowiłam odwiedzić koleżanki poznane w Lyonie na stypendium Erasmus. Celem podróży było poznanie Bukaresztu i mała wyprawa w górskie miejscowości (w tym słynne z zamku Draculi Bran).
W podróż wyruszałam (jak każdy) ciekawa nowych miejsc, ludzi i rządna wrażeń. Nie sądziłam, że już pierwszego dnia los zafunduje mi "przygodę". Słowo przygoda celowo wzięłam w cudzysłów bo nie takich emocji oczekiwałam. Otóż bo dojechaniu na miejsce (autobus) praktycznie od razu ruszyłyśmy na miasto .... Ledwo wyszłyśmy z domu (jak się łatwo domyślić nocowałam u koleżanki) auuuuuuuuuuuuuuu poczułam, że zbliża się KOLKA nerkowa. Niestety od czasu do czasu dopada mnie ta niemiła przypadłość. Kto miał - wie jaki to ból! Okropny! Wezwałyśmy taxi i wróciłyśmy do domu.
Początkowo nie chciałam by wzywano do mnie pogotowie, ale po jakimś czasie zwijania się z bólu przestałam być taka dzielna. Gorzej, że dyspozytorzy karetek w Bukareszcie nie podzielali mojej gotowości na wizytę ekipy medycznej. Gdzieś po godzinie wezwałyśmy taxi i razem z koleżanką i jej mamą pojechałyśmy do szpitala urologicznego. Tak - pierwszego dnia w Rumunii zaliczyłam wizytę w szpitalu.
Szpital - jak szpital. To co go odróżniało od znanych nam dobrze instytucji to psy "pilnujące" go z zewnątrz (w Rumunii brakuje miejsc nie obstawionych przez bezdomne pieski).
Poza tym wszystko super. Młody i przystojny lekarz, który się mną zajmował świetnie mówił po angielsku (gorzej, że ja pół przytomna z bólu z uporem opowiadałam mu o swojej dolegliwości po francusku ... pomocą służyła koleżanka - tłumaczą mu o co mi chodzi). Zajęli się mną bardzo dobrze. W ogóle byłam tam niezłą sensacją ... blondynka z Polski z kolką nerkową. Dostałam zastrzyki i wreszcie ulgaaaaaaaaaaa!!!!
Lekarz nakazał mi zjawiać się na kontroli i dodatkowych badaniach przez kolejne dwa dni (tyle miałam akurat zaplanowane na Bukareszt). Postraszył, że jak coś się nie zmieni to czeka mnie operacja ... ale machnęłam ręką. W końcu to nie pierwsza kolka nerkowa w moim życiu i jakoś nigdy nie miałam zabiegu.
Tak też było i tym razem. Po dwóch dnia oglądania moich nerek (i na RTG i USG) puścił mnie w góry z receptą na leki rozkurczowe.
Dopiero po powrocie do Polski zrozumiałam czemu straszył mnie operacją! Miałam zablokowany kielich nerkowy ... ale na szczęście kamień jakoś wyleciał. Może i dobrze, że tego nie zrozumiałam :)